Dwa punkty przewagi dla Szawera

Porażką TSŻ Pekum Toruń w stosunku 77-79 zakończył się pierwszy mecz finałowy z Szawerem Astromalem Leszno. Po świetnym początku, kiedy to toruńska drużyna prowadziła już 8 punktami, przyszedł kontratak leszczynian, jednakże popularni „Krzyżacy” nie zamierzali oddać pola, naszpikowanej gwiazdami i armią zaciężną z Wielkiej Brytanii drużynie Szawera i wtedy… wszystko co mogło pójść nie tak się właśnie zdarzyło.

 

Już przed meczem Przemek Binkowski podczas rozgrzewki zerwał łańcuch i bardzo dotkliwie się potłukł, co też znalazło odbicie w jego jeździe i poczuciu pewności siebie na starcie. Mimo wszystkich przeciwności losu torunianie zaczęli bardzo dobrze. Para juniorów, Łukasz Marchlewski i Rafał Ignacak, pokonała niesamowitego walijczyka Marka Carmichaela i Mateusza Ślęzaka w stosunku 7-3. Potem torunianie z zewnętrznych pól obronili remisy, a na dokładkę ponownie zaatakował, chyba najlepszy zawodnik toruńskiej drużyny w rozgrywkach play off Łukasz Marchlewski, który wspólnie z Przemkiem Binkowskim wypunktował parę leszczyńską Szymczak/Carmichael.

Następne biegi to powolne odrabianie strat przez Szawer. Najpierw Rafał Duliński nie wytrzymuje presji ze strony Marcina Szymańskiego na dystansie w biegu 5, a potem Damian Woźny bardzo sprytnie wymusił przerwanie biegu 6 zjeżdzając na środek toru, mimo iż między nim a Pawłem Cegielskim nie było kontaktu, a para toruńska już praktycznie wychodziła na kolejne podwójne prowadzenie.

Kolejne starty przynoszą znowu straty. Cegielski po udanym ataku na pozycję Szymańskiego, znajduje się miedzy dwoma zawodnikami Szawera i pilnując swojej pozycji blokuje atakującego Szymańskiego powodując jego upadek. Zostawia tym samym w powtórce samego Marcina Paradzińskiego, który nie daje sobie rady z wyżej wspomnianym Szymańskim i Timmsem. Słabszy bieg przytrafia się również Łukaszowi Nowackiemu przez co prowadzenie Szawera mobilizuje torunian do zastosowania rezerwy taktycznej w pełni wykorzystanej przez parę Binkowski/Nowacki w biegu kolejnym.

To daje animuszu torunianom, którzy w biegu przedostatnim stawiają wszystko na jedną kartę i wymuszają na leszczynianach bardzo nerwową jazdę oraz błędy w pierwszym łuku. Skutkiem tego, zamykany przez Dulińskiego, Timms zostaje wykluczony za bezpardonowy atak łokciem.

 

Para toruńska staje przed możliwością wyprowadzenia drużyny na prowadzenie przed ostatnim biegiem, w którym mają atut lepszych pól startowych. Start i Paradziński zamyka Woźnego, tutaj Marcin spodziewał się zapewne, że za chwilę dołączy do niego Duliński, niestety ten zrywa na trzecim przepedałowaniu łańcuch upadając z hukiem na tor i zwycięstwo znacznie się oddaliło. Ostatni bieg to zabiegi taktyczne torunian, którzy muszą ponownie zagrać vabank. Niestety, jak to często bywa w takich przypadkach, nie wszystko wychodzi zgodnie z planem i torunianie remisują ostatni bieg przegrywając całe spotkanie dwom punktami.

Tak więc w Lesznie będą do odrobienia dwa punkty. Dużo i mało, jako że torunianie na pomeczowej naradzie uznają że lepiej jest atakować niż bronić się, a dwupunktowa przewaga jest możliwie prawie najniższa możliwą stratą, którą można odrobić już w pierwszym wyścigu.

Na koniec słowo o toruńskich juniorach, na których nikt z wielkich „znawców” nie stawiał przed sezonem. Praktycznie co mecz robią postępy, a jazda Marchlewskiego w finałowym spotkaniu to była prawdziwa gratka dla oczu. Jest to wielce budujące, wiedząc że torunianie mają na kogo stawiać w przyszłości. O ile też większą radość sprawia wygrana wychowanka w takim spotkaniu, czego na pewno nie można powiedzieć o drużynie z Leszna, której w finale broniło zaledwie czterech „rdzennych” zawodników, odjeżdżając łącznie 10 startów…