Marcin Niedzielski: „Łatwiej było kręcić kółka na rowerze”


Dzisiejszym bohaterem wywiadu jest głównodowodzący polskiego speedrowera. Marcin Niedzielski, którego jeszcze nie tak dawno można było spotkać trenującego na torze, dziś z perspektywy działacza opowiada o tym, dokąd zmierza ten sport. 


Marcin Niedzielski wręczający puchar Wojtkowi Małeckiemu podczas Mistrzostw Europy w Częstochowie. 


Jak minął rok urzędowania najmłodszego prezesa w historii PFKS?

Szczerze mówiąc nie spodziawałem się tylu problemów, z jakimi polski speedrower musi się mierzyć. 

Największe z nich to?

Problemów naszej wspaniałej dyscypliny jest wiele. Przede wszystkim to, że klubów jest coraz mniej, często zawody są obsadzone mniejszą ilością startujących klubów/zawodników, niż to bywało w przeszłości. Atmosfera w naszej rodzinie jest lekko mówiąc napięta, co odbija się w wielu aspektach, takich jak chociażby sędziowanie. Sam w tym roku podjąłem się sędziowania kilku zawodów i wiem, że jest to ogromny problem, który chcemy w przyszłym roku usprawnić.

Problemy problemami, a czy ktoś spoza zarządu stara się jakoś pomóc? Chociażby pomysłami na uzdrowienie naszej dyscypliny, albo choćby jej uatrakcyjnienie?

Są pojedyncze osoby, które pomagają zarządowi, które działają lokalnie, ale myślą globalnie, lecz większość działaczy bardziej patrzy przez pryzmat swojego podwórka. Swoją drogą wiem, że klubom jest ciężko ze zdobywaniem funduszy, z napływem młodych zawodników, czy organizowaniem zawodów. Uważam, że delegaci walnego zebrania, wybierając nas do zarządu, powierzyli nam walkę z obecnymi bolączkami speedrowera.

Jako człowiek wywodzący się prosto z toru jesteś raczej powiewem świeżego powietrza w tym skostniałym towarzystwie. Teraz możesz też powiedzieć, że znasz ten sport z dwóch stron. Jak to teraz wygląda z perspektywy działacza i to działacza nie byle jakiego kalibru?

Nie oszukujmy się, nie zrobiłem wielkiej kariery w speedrowerze. Kiedy byłem juniorem to czasami nawet coś wychodziło, później już jako senior brakowało mi dużo do tego, żeby jeździć w podstawowym składzie i z czasem jazda na samych treningach przestała mnie bawić, dlatego zaangażowałem się w pomaganie kolegom. Poza tym uważam, że znacznie łatwiej było wsiąść na rower i odjechać kilka biegów, potem przez jakieś parę godzin czuć zmęczenie, niż teraz będąc prezesem, kiedy to każdą trudną decyzję przeżywam dużo dłużej. Mówisz o skostniałym towarzystwie, ja się z tym nie zgodzę. Patrząc z perspektywy czasu, moim zdaniem największy powiew świeżości póki co był w momencie przeniesienia zarządu na północ Polski, kiedy pan Janusz Bąk został prezesem. Uważam, że ówczesny zarząd wiele spraw uporządkował i usprawnił.


Po odstawieniu roweru na bok, "Niedziel" udzielał się w klubie m.in. jako spiker.


Nie sposób się nie zgodzić, chodzi tylko o to, że zawsze to byli działacze, którzy jednak w lidze punktów nie zdobywali na rowerze, ale pozyskując fundusze dla drużyny, czy podpisując kontrakty z zawodnikami. Ty wiesz jak to wygląda z perspektywy zawodnika i działacza. I właśnie jako działacz co możesz teraz powiedzieć, czy jest jakiś złoty środek, genialny pomysł, by pomóc dyscyplinie czy dalej wszystko pozostaje w sferze marzeń?

Oczekujesz, że wyprowadzę speedrower na salony, że będą nas pokazywali w Eurosporcie (śmiech)? Oczywiście, że chciałbym tego, ale na tą chwilę musimy zdecydować się, czy idziemy w stronę hokeja i pozwalamy na ściąganie rękawic i wymierzanie sprawiedliwości (co poniekąd byłoby atrakcyjne dla kibica), czy pójdziemy w stronę rodzinnej dyscypliny atrakcyjnej pod względem sportowym. Ja osobiście i pewnie większość z nas wolałaby, abyśmy byli rozpoznawalni z tej drugiej strony. Sportowo polski speedrower jest potęgą i dobrze by było to wykorzystać, lecz często ambicje działaczy i niektórych zawodników zamazują wizerunek sportu rodzinnego.

Może nie Eurosport, ale Polsat Sport na początek (śmiech). Rozmawialiśmy już o tym kiedyś, że o ile słyszymy piękne słowa działaczy o wielkiej rodzinie, tak niestety nie zdają sobie oni sprawy, że wszyscy jedziemy na tym samym wózku i dobro sąsiada, a przez to całego sportu, powinno być wspólnym interesem, bo może dojść do sytuacji, że zostaną dwie drużyny w kraju i medale będą rozdawane z urzędu. Ok, więc co robimy? Zaostrzamy regulamin? Wyższe kary za kombinacje i niepodporządkowanie się zasadom? Czy nagradzamy tych którzy grają fair?

Priorytetem na najbliższe spotkanie zarządu jest rozwiązanie problemu sędziowania. Weźmy pod uwagę to, że na tę chwilę sędzia na zawodach jest sam przeciwko wszystkim, jakiejkolwiek decyzji by nie podjął to albo będzie miał przeciwko sobie pretensje jednej drużyny, albo drugiej. Do tego kibiców, którzy stoją za bandą parę metrów za nim. Musimy znaleźć złoty środek, żeby sędzia miał narzędzia do panowania nad zawodami. Co do drugiej części Twojego pytania, to tak naprawdę musimy wypośrodkować karanie i nagradzanie, aby nie zniechęcić klubów do startu w rozgrywkach. Jak sam zauważyłeś, nie możemy doprowadzić do sytuacji, że w Polsce zostaną dwa kluby. Jeśli chodzi o karanie i kombinacje to dobrze wiesz, że jak przychodzi co do czego to wszyscy są niewinni, a w ogóle "PFKS to się na nich uwziął", natomiast żeby nagradzać, musimy mieć na to fundusze, które pozyskujemy od klubów. Naprawdę uwierz mi, że łatwiej było kręcić kółka na rowerze (śmiech).

Faktyczną pomocą byłyby dwie obligatoryjne kamery (nawet te z telefonów), z których sędzia może skorzystać, jeśli czuje taką potrzebę, ale pewnie i tu znalazło by się wielu specjalistów od opisywania jednej sytuacji na tysiąc sposobów. Mimo wszystko to mogłoby pomóc sędziemu w razie wątpliwości. Przejdźmy więc do nadchodzącego sezonu. Co nowego proponuje „Federacja” i jakie podjęła już kroki żeby żyło nam się lepiej?

Faktycznie, system VAR jest jednym z pomysłów, lecz proszę, poczekajmy do wniosków po spotkaniu zarządu, które odbędzie się już w lutym. Jeśli chodzi o nowości – do kalendarza wchodzi zupełnie nowa impreza, znana kibicom żużla jako Best Pairs. W 100% komercyjna impreza z nagrodami finansowymi w tle. Sam jestem ciekaw, jakim zainteresowaniem będą się cieszyły te zawody. Co do innych zmian musisz się uzbroić w cierpliwość do momentu zebrania.

Czy możliwy jest jakiś zastrzyk z zewnątrz, który by pomógł zarówno federacji jak i reprezentacji?

Złożyliśmy wniosek o dotację na organizację Mistrzostw Świata do MSiT. Niestety, nie zostały nam przyznane fundusze na tę imprezę. Koordynatorzy kadry, panowie Marcin Puk i Damian Woźny, pracują nad dofinansowaniem do przygotowań kadr na MŚ. Mam nadzieję, że ich wnioski przyniosą wymierne korzyści finansowe. Jeśli nie, to pozostaje nam szukanie po prywatnych podmiotach, co będzie niezwykle trudne.

Jeśli teraz moglibyśmy coś zmienić, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, co według Ciebie należałoby zrobić w pierwszej kolejności? Tory na podobę angielskich, infrastruktura na podobę australijskich czy… po prostu pieniądze byłyby lekiem na wszystko?

Uważam, że to wszystko nie ma znaczenia. Gdybym mógł coś zmienić, to zmieniłbym atmosferę w polskim speedrowerze, aby nasz sport, jakby nie patrzeć amatorski, sprawiał ponownie radość zawodnikom, kibicom, działaczom. By zawody rozgrywały się na torze w sportowej atmosferze. Ten sport tworzą osoby z pasją. Nie dla pieniędzy, lecz kosztem prywatnego czasu. Chciałbym, aby po każdych zawodach zawodnicy i działacze wracali z uśmiechem na twarzy, mimo braku torów jak w Anglii, czy infrastruktury na podobę australijskiej.

Tego też życzymy Panu Prezesowi, a w sumie to nam wszystkim (śmiech). Wytrwałości i satysfakcji z pracy życzę.

Dziękuję i pozdrawiam wszystkich, którym leży na sercu dobro naszej dyscypliny.