Bielica: „Dobrze się jeździ bez presji”
Naszym dzisiejszym rozmówcą jest człowiek – ikona śląskiego speedrowera. Przed państwem Drużynowy Wicemistrz Świata oraz 6. rajder w Europie – Kamil "Tony" Bielica!
Właśnie, wszyscy wiemy że Tony i wiemy dlaczego. Tony Rickardsson, wzór profesjonalizmu w świecie speedwaya, niedościgniony mistrz. Tylko nie wiemy właściwie jak do tego doszło, że właśnie na niego padło Twoje zainteresowanie Kamil. Przecież najbliższy klub w jakim Tonego mógłbyś „na codzień” podziwiać, czyli Tarnów, był już raczej u schyłku jego kariery, no i było dawno po tym jak Ty wyznaczyłeś sobie jego osobę jako wzór sportowca.
Moment moment… Jest rok 93' Skałka Świętochłowicach i bodaj sympatyczny Kazimierz Kuchta sprzedaje kolorowe zabawki żużlowców podczas zawodów Śląska. Wybrałem sobie żużlowca, który miał najbardziej ciekawy na tamte czasy strój i tak się zaczęło. Pierwszy tytuł Tonego świętowałem świadomie w Szczyrku podczas relacji radiowej. Później Tony zdobył jeszcze 5 kolejnych tytułów. Można powiedzieć że byłem z nim od początku do końca. A pierwszy raz jak zobaczyłem Tonego na żywo – Praga 98, oczywiscie wygrał te zawody.
Pobiegłeś wtedy po autograf?
Nie tylko autograf. Byłem w busie Tonego po zawodach i zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie, po czym Tony strzelił sobie shota smirnoffa. To był jego popularny dom na kółkach, który bodaj odsprzedał Tomaszowi Gollobowi.
Czyli zaczęło się od tego, że lubiłeś błyskotki i fajne stroje. 1993 rok to taki symboliczny początek mówisz, czy już wtedy były jakieś „speedrowery” na osiedlu, czy ten moment miał dopiero nadejść?
Tak. Na każdym osiedlu była drużyna i toczyliśmy pojedynki. Wszyscy oczywiście przypominali żużlowców. Jeździliśmy wokół piaskownicy i karuzel na placu zabaw. Wtedy też pojedynkowałem się już z Markiem Pronobisem.
Wtedy też podejrzewam czapeczki z daszkiem zamiast kasków gościły u każdego. U Was zagościły nawet po wejściu w „profesjonalny” speedrower. Nigdy nie przeszkadzały podczas jazdy?
Wtedy była właśnie moda na czapki z daszkiem, które ubieraliśmy nawet pod kask. W zasadzie nie wiem w czym to miało pomoc, ale nie wpływało to na komfort jazdy. Taka stylowa. Lata 90. Czuje się jakbym miał 55lat jak o tym gadam (śmiech).
Nawet jeśli to czas okazał się być dla Ciebie łaskawy. Bo… Duży talent, choć trochę w cieniu Marka. Pierwszy poważny finał w życiu zaliczyłeś bodajże dopiero w Toruniu w 2014 roku. Czyli do trzydziestki dużo nie brakowało.
Dokładnie, miło wspominam tamten finał. Brakło trochę doświadczenia, ponieważ jechałem wtedy na zbyt wielkim luzie, bez kalkulacji i potraciłem trochę punktów na trasie. Od tamtej pory przyszła świadomość, że trzeba trochę popracować, żeby mieć satysfakcję z tego sportu. Duża w tym zasługa Steve`a Harrisa, który podczas startów w Śląsku nauczył mnie innego podejścia do tego sportu.
Stefan sam mówi często że dopiero w okolicach trzydziestki zaczął poważnie traktować ten sport, więc wiedział co mówi. Ale wróćmy do Ciebie. Finały jednak w dalszym ciągu były jak zaczarowane. No może w Australii trochę pechowo minąłeś się z finałem, wystarczył punkt, który został na torze, a właściwie na krawężniku… Ostatni finał w Częstochowie to już jednak pewna jazda. Zawodnik, którego właśnie pamiętaliśmy z Australii.
Tak, wtedy w półfinale mistrzostw świata w tak wyrównanej obsadzie liczył się każdy punkt. Upadłem, nie do końca ze swojej winy i uderzyłem biodrem w krawężnik. Nie udało się wstać, a wystarczyło dojechać do mety na ostatnim miejscu. Czułbym się spełniony, gdybym awansował do finału. Jeśli chodzi o finał euro w Częstochowie wszystko układało się dobrze do ostatniego wyścigu. Zbierałem punkty i było ich sporo przed ostatnim wyścigiem. Niestety znów się zbyt wyluzowałem i niepewnie wyjechałem w pierwszy łuk. Rywale mnie wyprzedził. Podium uciekło. Okazuje się, że w finale przy tak wyrównanej stawce trzeba odjechać 5 dobrych wyścigów.
Znowu wyluzowałeś mówisz… Ok., zostawmy na chwilę nie tyle speedrower co samą jazdę, a zostańmy przy tym luzie. Nie każdy o tym wie, właściwie to nawet ci co Cię znają nie wiedzą jakim jesteś showmanem poza torem. Australia 2017 była tego najlepszym przykładem. Na torze profesjonalista, poza torem, a szczególnie w domowym zaciszu, gwiazda estrady. Skąd się bierze taka przemiana i dlaczego nie widzimy częściej Kamila „Showstera” na co dzień? Świat speedrowera potrzebuje takich magnesów.
Podczas zawodów nie można pić whisky (śmiech). A tak poważnie, w trakcie zawodów cały czas przerwę pomiędzy wyścigami poświęcam na regenerację lub rozgrzewkę. Zapraszam natomiast po zawodach. Zawsze jestem chętny się zintegrować z chłopakami z toru po każdych zawodach.
Tylko skąd te pomysły? Kamil jako Waldemar Kasta, Hulk Hogan i wiele, wiele innych ciekawych postaci, na których wychowują się kolejne generacje, jak na przykład Twój młodszy kolega Dawid Bas, który sam też zaprezentował swój repertuar pod tytułem „Little Pony”…
Znowu muszę wrócić do lat 90. Wówczas telewizja była bogata w wiele charyzmatycznych i wyjątkowy postaci, na których się wychowałem. Stąd te wszystkie inspiracje. Dzisiejsze czasy są inne, dlatego znalazło się miejsce i tolerancja dla fanów Little Pony takich jak Dawid w tych swoich obcisłych rurkach z cekinami (śmiech).
Czy jest szansa, że zobaczymy Kamila „Showmana” w roku 2019 na torach? Możesz się okazać brakującym ogniwem, który zaprowadzi tę dyscyplinę na szczyty popularności, a przy okazji wypromuje Twoją osobę. A później wiadomo, Big Brother, Taniec z Gwiazdami, Taniec na lodzie z Gwiazdami i Twoja Twarz Brzmi Znajomo.
Zobaczymy mnie w 2019 roku na pewno na torze. A poza nim… Było już kilka "atrakcyjnych" momentów z moim udziałem, ale nie miały nic wspólnego z tańcem. Raczej z wrestlingiem. Świadczą o tym regularne żółte kartki od kilku sezonów (śmiech).
Te żółte kartki to chyba raczej na wyrost, gdyż jeżeli ktoś w tym sporcie ma opinię dżentelmena to raczej jest to Kamil Bielica.
Proszę spytać arbitra Pawła Spychalskiego, u niego mam opinie zwierzęcia (śmiech). Raczej sam staram się nie prowokować brutalnych akcji, chociaż to kontaktowy sport i czasem źle podjęta decyzja kończy się jakimś mocnym upadkiem.
Arbiter Paweł Spychalski słynie z niecodziennych decyzji (śmiech). Z tego co piszesz to bliżej Ci do Incredible Hulka niż Doktora Strange…
Hulk jest tylko jeden i startuje w Lesznie (śmiech). Ja raczej widzę się z tarczą Kapitana Ameryki, którą mógłbym się zasłonić.
Prezes Niedzielski wspominał że speedrower zbliża się bardziej do hokeja na lodzie, co niekoniecznie jest dobre dla jego wizerunku. Co Ty na to żeby urozmaicić jakoś speedrower bez nadszarpnięcia jego „rodzinnego wizerunku”.
To kontaktowy sport, takie sytuacje dodają smaku dyscyplinie. Kibic jest wtedy bardziej zaangażowany. Wystarczy przyjść na ligowe zawody w Świętochłowicach żeby się o tym przekonać. Jeśli chodzi o urozmaicenie wizerunku całkowicie zmieniłbym system rozgrywania zawodów indywidualnych, ponieważ poza finałem rozgrywanym podczas weekendu mistrzowskiego, rozgrywki są zwyczajnie nudne, jest ich po prostu zbyt dużo na raz.
Co byś zaproponował federacji? Może byłoby to rozwiązanie na wagę złota.
Zdecydowanie mniej zawodów indywidualnych. Być może rozegrać bardziej prestiżowe krajowe eliminacje i najlepsi trafiali by do mistrzowskiego weekendu. Najlepszych 32 zawodników w piątek w półfinałach. W sobotę ewentualnie rozgrywki drużynowe i niedzielę finały indywidualne. Dla widza również jest to mniej wyczerpujące. U nas w Świętochłowicach 1,5 godziny meczu ligowego w zupełności wystarcza. Nikt nie prosi o więcej, bądź mniej. Pozostały czas można by poświęcić celom promocyjnym. Tj zdjęcia kibiców z drużyną, spróbowanie swoich sił na torze, zdjęcie w koszulce klubowej itd. Podczas zawodów jubileuszowych Marka Pronobisa doskonale sprawdziły się zabawy z kibicami typu przejechać na rowerze jedno okrążenie z pełną szklanka wody i wylać jak najmniej. Brały udział nawet Panie.
Szczególnie zawodnicy gości uważają 1,5 godziny za wystarczające na mecz w Świętochłowicach (śmiech). Faktycznie sedno sprawy może tkwić w skupienia widza na krótkim, ale efektownym show jak w filmach Marvela. 90 minut akcji, albo jak piszesz INTERAKCJI i kibic wychodziłby zadowolony, nie mogąc już doczekać się kolejnego meczu.
Osobiście jako kibic wolę zawody drużynowe, parowe w których trzeba myśleć taktyczne, zmieniać tempo wyścigu, jest więcej mijanek. W wyścigach indywidualnych jest mniej zaangażowania więcej jazdy gęsiego. Dla przykładu niech posłużą amerykańskie sporty, które mają dużą popularność ze względu na elementy taktyczne.
Są takie zawody, które o ile przeprowadzane w silnych składach, tworzą w parkingu i na trybunach niesamowite widowisko – Puchar Federacji ISCF. Niektórzy wręcz czekają na nie bardziej niż na Drużynowe Mistrzostwa Świata.
Zgadzam się, impreza zyskuje duży prestiż i w zawodach startuje szeroka kadra zawodników. Tylko biegów ciut dużo. Myślę że 20 to byłaby optymalna liczba.
Przeskakujemy do tematu, który się w naszej rozmowie często przewija, świat Marvela. Na co teraz wyczekujesz najbardziej, jako że rok 2019 znowu obfituje nam w ciekawe produkcje: Captain Marvel, Spiker-Man, X-Men: Dark Phoenix, New Mutants, Men In Black, no i oczywiście Avengers Endgame.
Wiadomo że zobaczę każdy, ale w szczególności czekam na Avengers Endgame. Mam swój Marvelowy skład, którym zawsze uderzam do kina w dzień premiery.
Podejrzewam że jeden z powyższych to nawet dwa razy zobaczysz w kinie (śmiech). A jak Ci powiem że to nie wszystko w tym roku, bo z innych ciekawych pozycji mamy jeszcze takie filmy jak: Glass, Hellboy, Joker i trochę nieznany polskiej widowni Shazam!?
Tak czekam na Jokera!
Już wiemy, że bardziej się widzisz jako Kapitana Amerykę spośród wielu barwnych postaci komiksu i ekranu. Może jakiś ciekawy nowy lakier na rowerze w takim temacie, albo indywidualna koszulka? Czy może poszukasz czegoś oryginalnego i wystąpisz jako Porucznik Polska?
Kapitan Żbik (śmiech). Myślałem o tym, aktualnie pod bluzą klubową mam termoaktywną koszulkę Kapitana i to mi musi na ten moment wystarczyć.
Wróćmy na trochę do speedrowerowego świata. Rok 2018 ogromny sukces. Indywidualnie i drużynowo. Zawodnicy Śląska na topie ligi. Kamil Bielica i Dawid Bas na podium Indywidualnych Mistrzostw Polski. W finale Mistrzostw Europy obydwaj w okolicach podium. Marcel Krzykowski robi furorę wśród juniorów, prowadzi drużynę U-18 od sukcesu do sukcesu. Musiało to chyba zwrócić uwagę władz miasta.
Zgadza się, mieliśmy świetny sezon. Niestety zaraz po zakończeniu sezonu nastała cisza. Świętowaliśmy w wąskim gronie zawodników, a marketingowo nie udało się skorzystać z tego sukcesu. Do tej pory nie spotkaliśmy się z władzami miasta. Chodzą plotki, że dotacja na rok 2019 ma być dużo mniejsza. Przed sezonem 2019 nie wygląda to obiecująco.
Nie wygląda to zbyt optymistycznie, a Ty na pewno po tak udanym sezonie nie możesz narzekać na brak ofert. Plotki mówią nawet o klubie na północy.
W obecnej sytuacji jestem otwarty na propozycje, ponieważ podobnie jak kolega Remik Burchardt jestem skoncentrowany na celach sportowych. Jazda dla przyjemności jest dobra jeśli nie wkładałbym tyle czasu w trening. Obecnie nadal jestem w treningu, poświęcam dużo czasu, więc warto tego nie zmarnować i walczyć o wysokie cele.
W grę wchodzi każdy klub, który złoży odpowiednią propozycję?
W grę wchodzi klub z wysokim celem sportowym i gdzie szanuje się współpracę.
Czyli masz w czym wybierać (śmiech). Zeszły rok w uznaniu wielu był najlepszym w Twojej karierze, czy może masz inne zdanie w tym temacie?
Myślę że fizycznie nie było aż tak rewelacyjnie. 2017 czułem się mocniejszy. Teraz udawało się korzystać z okazji, które pojawiały się na torze. Pomogło doświadczenie.
Przed nami Mistrzostwa Świata. Nie będę pytał czy uczciwie trenujesz, nie będę powielał frazesów i pytał o pogodę, a w zamian oczekuje tego samego. Kamil, półfinał to absolutne minimum, a wręcz porażka jeśli na nim by się skończyło. Na co liczysz w finale? Jak oceniasz swoje szansę na 5-osobową ścisłą kadrę i czy już zgłaszasz akces do pucharu federacji?
Nic nie zakładam, ponieważ nie wiem jak będę czuł się na torze i czy dalej będę zawodnikiem Śląska. Zbyt dużo niewiadomych. Oczywiście koncentruje się na wyścigach. Nie tyle na zawodach co na pojedynczych wyścigach. Będzie szansa, wtedy postaram się ją wykorzystać.
Nie no Kamil, tak to mi może odpowiedzieć 18-letni junior zapytany o szansę z seniorami (śmiech). Na pewno coś zakładasz…
Od trzech sezonów nic nie zakładam. Dobrze się jeździ bez presji. Zakładałem dobry mecz w finale ligi z Lesznem i uważam że było średnio. Wolę się nie ograniczać, wolę startować z otwartą głowa.
Ok, uwierzę na słowo. Czujesz że forma od dwóch lat rośnie i mimo 30-tki na karku dopiero robisz prawdziwe „postępy”. Ile planujesz jeszcze cieszyć kibiców swoją jazdą?
Myślę że od czterech lat jest ta forma wyższa. Mogłaby być jeszcze wyższa, ale znowu trzeba by się bardziej podporządkować dyscyplinie. Mam zawsze w tym przypadku wewnętrzny konflikt pomiędzy tym co mogę robić w wolnym czasie dla siebie w tym wieku, a tym ile powinienem trenować. Staram się pilnować tego balansu żeby się nie znudzić sportem. Jeśli chodzi o to ile będę jeszcze startował… Nie wiem. Do momentu aż się nie wypalę
Jesteś obecnie wzorem do naśladowania, idolem dla najmłodszych. Fanki na trybunach mdleją na Twój widok. Śmiało można powiedzieć, że obok Marka Pronobisa stałeś się ikoną Śląska. Co będzie kiedy odłożysz rower na bok? Trener? Kierownik? Menadżer? Prezes klubu?n
Nieźle (śmiech). Mam papiery trenerskie, więc chętnie, ponieważ lubię spędzać czas na treningu i czuć się częścią drużyny. Ale taka posada tylko wtedy, kiedy klub będzie miał potencjał i będzie świadomość oraz chęć osiągnięcia celu przez drużynę.
Jako głowy klubu to byłoby Twoje zadanie postawić drużynie cel jaki chcesz żeby zrealizowali. Na co byś postawił w pierwszej kolejności? Liga przede wszystkim? Wychowanie młodych? Solidne fundamenty w klubie? Poprawa infrastruktury obiektu?
Myślę że liga to mój temat. Znam temat od środka, wiem jak ustawić drużynę i co robić w trakcie meczu żeby było dobrze. Pozostałe aspekty to bardziej polityka.
Czyli Kamil Bielica menadżer, taktyk i trener. A w dalszej przyszłości, może nawet menadżer kadry Polski?
Nie wykluczam, chociaż na pewno po skończeniu zawodniczej przygody chciałbym odpocząć i nabrać głodu do tego sportu.
Na sam koniec bardziej prywatnie. Niczym Twój mentor Steve Harris, Kamil Bielica wieczny kawaler, czy widać już na horyzoncie jakieś zmiany?
Na ten moment nadal kawaler. Zobaczymy co przyszłość przyniesie…
Dziękuję za wywiad Tony i skoro nic nie planujesz dając się ponieść chwili, życzę żeby te chwile były jak najpiękniejsze, bo wiadomo że w życiu piękne są tylko chwile.
Dziękuję również i pozdrawiam wszystkich fanów. Do zobaczenia na torach!