Paweł Cegielski: „Osiągnąłem więcej, niż było mi to pisane”
O Pawle Cegielskim śmiało można powiedzieć, że jest weteranem polskich torów. Wieloletnia ostoja toruńskiego zespołu opowiada o polityce klubu, perspektywach na przyszłość oraz jeździe dla Mustanga.
"Cegła" w rywalizacji z Dawidem Zającem podczas krajowych eliminacji do IME w Częstochowie.
Paweł, zacznijmy może od pytania o zdrowie. Wiadomo, że jazdę wznowisz dopiero w drugiej połowie sezonu. Jak się czujesz i co jest przyczyną takiego stanu rzeczy?
Zeszły sezon był naznaczony jazdą z dużym bólem pleców. Ból się stopniowo nasilał i w końcu nie wytrzymałem, trzeba było odpuścić jazdę. Po konsultacji z lekarzem wniosek był jeden: konieczna była operacja, jeśli miałbym jeszcze nadzieję parę kółek w życiu zrobić. Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie, zostałem "uwolniony" od wszelkich dolegliwości i mój stan jest coraz lepszy. Zaczynam powoli rehabilitację i zobaczymy co czas przyniesie. Jestem dobrej myśli i wierzę że jeszcze w tym roku zdążę kogoś zdenerwować na torze.
Zobaczymy Ciebie w roli zawodnika na tegorocznych Mistrzostwach Świata?
Bardzo bym chciał. Jeśli Bóg pozwoli, to na pewno będę gotowy i będę się starał celować w miejsca od piętnastego do szesnastego jak co roku przy okazji większych imprez. Na razie jednak żmudna rehabilitacja, której nie mogę przeskoczyć. Na wszystko musi być czas i miejsce, więc nie ma sensu wybiegać za daleko w przyszłość. Zakładam jednak, że w okolicach drugiej połowy czerwca będę już w stanie zrobić parę kółek na dużym obciążeniu treningowym, może nawet spod taśmy z kolegami.
W tym roku powróciłeś w szeregi toruńskiej ekipy, ale jedynie na MEDK. Drogę do finału tej imprezy przeszliście jak burza i byliście murowanym kandydatem przynajmniej do podium, choć złoto również było w zasięgu rąk. Co się więc stało, że z Anglii wyjechaliście bez medali?
Zabrakło luzu, który cechował nas przede wszystkim w półfinale. Widać było, że finał niepotrzebnie odciska na nas swoje piętno. Po półfinale apetyty były ogromne, jako że Lwy Częstochowa, czyli nasz główny rywal w półfinałach, przegrywał z nami w bezpośrednich starciach, a to oni byli murowanym kandydatem do złota. To mogło właśnie wywrzeć niepotrzebną presję. Bardziej sprzyjał nam też „zdradliwy” tor w East Park, który aż do finału nie był odmiatany. W samym finale stał się równy, bardzo szybki i z tego powodu trochę mało efektowny. Nie ma sensu jednak tutaj nic na sam tor zrzucać, bo był równy dla wszystkich, a my nie byliśmy w finale przypadkowo, czy też z powodu wcześniejszych sprzyjających okoliczności. Po prostu spotkały się cztery bardzo silne ekipy i ktoś musiał zająć miejsca od 1 do 4. Ktoś musiał wygrać, a ktoś obejść się smakiem.
Podsumujmy miniony sezon. Jako lider Mustanga Żołędowo nie zawodziłeś i zawsze byłeś pewnym punktem zespołu, czy to w rozgrywkach ligowych czy innych ważnych imprezach. Nie powiodło się jednak na tle indywidualnym. Wyciągnąłeś jakieś wnioski?
Nie zawsze byłem pewnym punktem, pod tym względem lepiej oceniam sezon 2017. Zdarzało się, szczególnie po powrocie z MEDK, że zawodziłem drużynę. Czy wyciągnąłem wnioski? Tak, zapisałem się do lekarza, zrobiliśmy co trzeba i zakładam że może być już tylko lepiej (śmiech).
Na co dzień ścigasz się dla Mustanga, ale na treningach przeważnie obecny jesteś w Toruniu. Nie da się ukryć, że to głównie na barkach Twojej osoby spoczywa odpowiedzialność za rozwój młodzieży, której w tym roku przybyło od groma. Myślisz, że w tym gronie znajduje się potencjalny mistrz świata?
Potencjalny talent na mistrza świata zdarza się raz na pięć, może dziesięć lat i to nie w jednym klubie, ale całej dyscyplinie. Dlatego ciężko szukać takiego co roku. Natomiast paru z podopiecznych ma w sobie to coś co powoduje, że już na starcie widać u nich większe możliwości niż u innych. Pozostali może dopiero za jakiś czas pokażą w sobie to coś. Zresztą nie każdy musi być potencjalnym mistrzem świata. Dobrze by było, gdyby każdy z tych chłopaków jeździł chociaż na miarę swoich możliwości i tak by za parę lat mógł powiedzieć: "jestem z siebie dumny, zrobiłem to co chciałem i więcej niż inni we mnie widzieli". Nie oszukujmy się, nie każdy może być i będzie tym mistrzem świata, ale każda dyscyplina sportu składa się z masy zawodników, którzy mają swoje cele do osiągnięcia i nie zawsze jest to choćby podium Mistrzostw Świata, Europy czy swojego kraju. To właśnie na nich opiera się każda dyscyplina sportu. Na samych mistrzach świata daleko byśmy nie zajechali, bo sport na dwóch czy trzech zawodnikach nie przeżyje.
Paweł przyznaje, że w Toruniu znajduje się kilku młodych i utalentowanych zawodników. Tu w trakcie biegu treningowego z Jakubem Kościechą.
Trafna puenta. Przejdźmy jednak dalej. Pełno Ciebie zarówno w Toruniu, jak i w Żołędowie. Pokuś się na porównanie tych dwóch ekip – co je łączy, a co dzieli?
Obecnie łączy je więcej niż jakiekolwiek inne kluby w Polsce i nie mówimy tu o mojej osobie (śmiech). Praca od podstaw z młodzieżą i oparcie składu w głównej mierze o wychowanków. To coś co obecnie jest obce wielu klubom w Polsce. Dzieli natomiast jedna kwestia i jest to czysta ekonomia. Mustangowi ciężej zatrzymać seniorów, którzy ruszają w świat za karierą i to oczywiście nie sportową. A gdyby tylko udało się zatrzymać takich zawodników jak Parol, Piechota czy Morawiak to byłby to kandydat do medalu w lidze co rok.
Twoim zdaniem, jak wyszła stopniowa zmiana generacji w tym roku w Toruniu i jakie perspektywy na najbliższą przyszłość? Czujesz już oddech tych młodzianów na swoich plecach?
Ta zmiana musiała wejść w tym roku, to był OSTATNI dzwonek. Dlatego też wszystko odbyło się szybko, bez stresu i bez jakichkolwiek wymagań od młodziaków. Oni mają po prostu jeździć. Mam taką zasadę, że nie wymagam nic od chłopaków póki nie pojeżdżą parę lat. Owszem pracujemy nad błędami, korygujemy je, rozmawiamy na temat jazdy czy sprzętu, ale nic na siłę. Co innego, gdy zawodnik ma już za sobą te dwa przejechane w pełni sezony, wtedy można już czegoś wymagać. Do tego natomiast jest jeszcze długa droga, bo dla większości z nich nie był to nawet pełny sezon, a mimo to serce mi się radowało z postępów jakie poczynili w ciągu zaledwie paru miesięcy. Jeśli dalej tak będą się rozwijać to TSŻ może już nawet za rok włączyć się do walki o mistrzostwo w lidze. Szkoda że taka zmiana odbywa się właśnie kosztem ligi, ale było to nieuniknione. Przy poprzedniej polityce, w sezonie 2019 byłaby spalona ziemia w miejscu gdzie powinni być juniorzy. Nawet po ogromnych zmianach na tym polu nie będzie dobrze, ale chociaż mamy jakieś podstawy od których można zacząć. A czy ja czuję ich oddech? Jestem jednym z nich, razem trenujemy, razem rośniemy w siłę i nigdy nie będę czuł ich oddechu na moich plecach. To raczej zawsze ja będę starał się ich pchać do przodu i to mój oddech będą czuć (śmiech).
Skupmy się teraz na Tobie. Oczami wyobraźni – Paweł Cegielski jako medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata, Mistrzostw Europy Weteranów. Widzisz swoje nazwisko w annałach?
Nie wiem czy nie będę już tylko i wyłącznie oddany pracy na rzecz klubu i młodzieży. To bardzo, ale to bardzo odległa przyszłość, jakieś 12 lat co najmniej (śmiech). Zresztą nie muszę widzieć swojego nazwiska w annałach. Choć może niewidzialne, ono już jest z każdym zawodnikiem jakiego wychowałem i to mi starczy. Osiągnąłem więcej niż było mi to pisane, a jeżdżę bo sprawia mi to przyjemność. Sport to takie hobby jak każde inne, tyle tylko że tu można się realizować na wiele sposobów i staram się to robić.
Może coś bardziej ze sfery prywatnej. Twoi współlokatorzy z Australii zdążyli przyswoić sobie, że jesteś typem nocnego marka (śmiech). Mecze NBA, pojedynki UFC, seriale wysokich lotów… Jak na to wszystko zapatruje się żona, nie wytyka Ci czasem, że jako sportowiec powinieneś się wysypiać?
Pewnie, mam gadane regularnie (śmiech). Zresztą ja się wysypiam, po prostu wstaje później, duuuuużo później. Na szczęście Paulina to taki trochę dzikus jak ja i szybko się przestawiła. Właściwie to do UFC nie musiała się przestawiać, a NBA przyszło jej naturalnie. Seriale stanowią pewien problem, bo jednak kiedy ja oglądam jeden sezon w trakcie nocy to ona woli spać, ale pracujemy nad tym (śmiech).
Oj tak, słyszało się już to i owo o dzikich żonach (śmiech). Wróćmy do speedrowera. Toruń w 2019 roku jako współorganizator Mistrzostw Świata. Gród Kopernika będzie gospodarzem prawie wszystkich drużynowych finałów. Szykujecie jakąś organizacyjną bombę?
Zawsze słynęliśmy z nietypowych, ale prostych rozwiązań, nie inaczej będzie tym razem. Nie pamiętam po ME`14 złego słowa o naszej organizacji. Postaramy się by teraz było tak samo. Planów jest wiele, rozważamy co będzie łatwiej wcielić w życie. O szczegóły proszę nie pytać, bo niespodzianka ma to do siebie, że musi pozostać niespodzianką. Mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie będzie dziewczyn tańczących przy rurce, nad czym ubolewam, ale wszystko inne jest do zrealizowania (śmiech).
Niewątpliwie lubisz eksperymentować ze sprzętem. Na początku roku spróbowałeś przełożenia 35/18, które w niedługim czasie stało się tym podstawowym w Twojej maszynie. Czujesz różnicę? Było warto?
Szczerze mówiąc, przy mojej sile i wadze jestem ze wszystkimi przełożeniami jakich próbowałem spóźniony o jakieś 3-4 lata. 35/18 trzeba było już testować w okolicach 2015 roku. 34/18 zamiast w 2011, to już w okolicach 2007. Wtedy podśmiewałem się, widząc u jednego z moich dobrych znajomych przylatujących do Polski na mistrzostwa Świata na tym przełożeniu, że na naszych piaszczystych torach rozpędzi się jedynie wyjeżdżając z parkingu. 33/18 to z kolei nieporozumienie, które zagościło w moim warsztacie kilka lat za długo i powinno być jedynie używane, w moim przypadku, przy przesiadce na „kozę” ze składaka. Ale takie były czasy i nie ma sensu do tego wracać. Jestem bardzo zadowolony z 35/18 i żałuję, że dopiero na sezon 2018 zdecydowałem się na taki krok.
Wszyscy kibice z Torunia czekają za odpowiedzią na to pytanie – kiedy zobaczymy "Cegłę" ponownie w klubie, już jako typowo ligowego zawodnika TSŻ?
Jak tylko kiedyś się zwolni miejsce to nie widzę powodu, dla którego nie miałbym jeździć w TSŻ (śmiech). Na razie wpisuje się obiema rękoma w politykę klubu "opcja przyszłość" i nie widzę sensu, by zabierać miejsce przyszłym gwiazdom. Zresztą nigdy nie byłem zawodnikiem, który musiał odjechać sześć biegów i zrobić komplet na najsłabszym rywalu. Zawsze będąc zawodnikiem TSŻ odpuszczałem takie mecze i biegi kiedy tylko mogłem, żeby pojeździli młodsi. Obecna sytuacja to tylko kontynuacja tego trendu, tylko że w pełnej skali. Póki młodzież ma się od kogo uczyć w meczach, bo jest przecież Remek, Marcin czy Adaś, tak mi wystarczy dobry trening z nimi. Moja rola w Mustangu z kolei jest taka sama jaką sprawują seniorzy TSŻ dla młodziaków w Toruniu. Moim marzeniem jest, żeby obydwa kluby urosły do takiej potęgi, która pozwoli im rywalizować między sobą o złoty medal w lidze.
Paweł, dzięki wielkie za wywiad. Życzę szybkiej rekonwalescencji i jeszcze szybszego powrotu do formy na torze!
Dzięki. Przy okazji pozdrawiam Pawła Kokota, który nie śpi od kilku dni czekając na ten wywiad oraz wszystkich zawodników którym się „jeszcze chce”…